Jak zrobić koguta, dobrą przynętę na sandacze materiały i narzędzia

Z czego zrobić koguta

Podstawowy wzór koguta, klasycznej, znanej wszystkim polskim wędkarzom przynęty na sandacze jest banalnie prosty. Główka z oczkiem ustawionym pod kątem 45 stopni do osi kotwiczki, wspomniana kotwiczka zamocowana do tej główki. Do tego zazwyczaj 3 „bogate” pióra koguta (bądź pięć bardziej ubogich) i kryza, kołnierzyk za główką. Kiedyś wykonany z wiskozy, dziś głównie z chenille.

Oczywiście na łowność koguta, mają wpływ kolory dobranych materiałów, ich zestawienia, proporcje grubości chenille i podbicia puchowego piór a także, a może przede wszystkim sztywność stosiny pióra. Jednak uważam, że nawet na najgorzej wykonanego, najmniej starannie zawiązanego i zniszczonego koguta da się złowić rybę. Dlatego też myślę że jeśli ktokolwiek ma ochotę zacząć przygodę z robieniem przynęt spinningowych warto właśnie zacząć od jednej z najpopularniejszych przynęt na sandacze.

Co jest potrzebne do wykonania koguta.

Przede wszystkim narzędzia.

Imadła do wiązania kogutów
Imadło- podstawowe narzędzie do wiązania kogutów

 

Bez imadła i nawijarki (bobinki) się nie obejdziemy. Nie polecam inwestowania w drogie imadło. Kogut to nie subtelna muszka wiązana na haczyku #18. Ultra precyzyjne końcówki drogich imadeł podczas ściskania drutu kotwic będą się szybko niszczyły więc wybierzmy imadło po prostu tanie. Jeśli chodzi o nawijarkę to również może być podstawowa. Potrzebne będą również nożyczki.

NArzędzie do wiązania kogutów
Nożyczki, bobinka (nawijarka) i finisher (wiązadełko). I już możemy wiązać koguty

 

Można kupić „wypasione” w sklepie muchowym, można też zwykłe kosmetyczne. Warto jednak po znalezieniu takich z którymi dobrze się pracuje dokupić szybko jeszcze jedną parę, by po zgubieniu lub zniszczeniu mieć zapas. Nic tak nie wkurza jak podczas wiązania pojawia się problem z szybkim i precyzyjnym obcięciem końcówek piór czy nici.

Część osób wiążących koguty kończy przynętę węzłem wykonywanym „ręcznie”. Mi ni gdy nie udało się opanować tej sztuki, dlatego używam wiązadełka (finishera). Jest kilka rodzajów jaki wybierzemy taki będzie dobry 🙂

Narzędzia mamy w komplecie, czas zatem na materiały do kogutów:

Główka z kotwiczką. Nie spotkałem się ze złymi główkami, więc jakie kupicie takie będą dobre :). Kotwiczka wiadomo im ostrzejsza im lepsza tym rzadziej będzie ją trzeba ostrzyć tym „chwytniejsza” będzie. Nie warto zatem oszczędzać.

Główki do kogutów
Główki do kogutów z ostrymi hakami

 

Następnie pióra. Jak nazwa wskazuje, oczywiście koguta. Klasycznie, przede wszystkim siodłowe Na początek polecam długości około 10 cm. Kolory, sztywność, jakość… Można puścić wodze fantazji, bądź jeśli nie ma innej opcji a ktoś jest sprytny to skubnąć kilka sztuk zaprzyjaźnionemu ptakowi z podwórka 🙂

Kapki szyjne koguta
Kapki do wykonywania kogutów

Chenille zwane przez jednego z polskich mistrzów muchowego imadła: kutnerkiem. Tych do wyboru jest bez liku, można je też wykonać samemu, ale o tym może innym razem. Na razie idziemy na łatwiznę kupujemy w sklepie wędkarskim bądź szukamy zamienników takich jak mikro łańcuchy świąteczne czy wyciory do fajek wodnych. Na te ostatnie trzeba uważać bo są wykonane na drucie i podczas obcinania można zniszczyć nożyczki.

Teraz tylko trzeba pomyśleć jak zrobić koguta z tego wszystkiego 🙂

Jak zrobić koguta?
Kapki, nici, chenille i możemy wiązać.

 

Ostatnia rzecz, zapewniająca komfort pracy i mająca wielki wpływ na jakość wykonania i trwałość przynęty to nić. Jeśli będzie za gruba, będzie widoczna spomiędzy użytych materiałów, za cienka niskiej jakości będzie się rwała i szlag nas trafi zanim wykonany pierwszego koguta. Ja używam nici o grubości Danier 200. Płaskich woskowanych. Dobrze mi się z nimi pracuje, super się układają i są naprawdę mocne.

Nie jest to konieczne ale można po zakończeniu wiązania wzmocnić węzeł albo klejem albo szelakiem. Warto się zatem i w to zaopatrzyć.

I to by było wszystko czego potrzebujemy do samodzielnego wykonania naszego killera.

W kolejnym wpisie opiszę krok po kroku jak wykonać sandaczowego koguta

Złowić szczupaka czyli dzień trzeci na Szkierach

Pogarszająca się pogoda, czyli dobry znak dla chcących złowić szczupaka

 

Dla wędkarza chcącego złowić szczupaka wczesną jesienią informacja o pogarszającej się pogodzie, wzmagającym się wietrze i rosnącym zachmurzeniu to dobra wiadomość. Prognoza na dzień trzeci wędkarskiej wyprawy obiecywała falki na wodzie zachmurzenie z przejaśnieniami i mieliśmy nadzieję, że również żerujące szczupaki.

Wstajemy dość wcześnie jak zwykle, śniadanko, kawa do termicznych kubków, herbata do termosów i woda do bukłaków. Suchy prowiant, jakiś słodycz i wypływamy tuż po świcie.

Plan na dziś to najpierw zwiedzić jedną z płytkich mocno zarośniętych zatok w pobliżu a później wycieczka w tereny, na których jeszcze nie łowiliśmy. Wybrana zatoka to zupełnie inne łowisko niż do tej pory eksplorowane. Twardsza roślinność. Długie trzcinowiska, mała ilość skał. Rozpoczynamy od najłatwiejszych miejsc czyli pobliża trzcin. Szybko na pokładzie meldują się pierwsze szczupaki. Są średniej wielkości, ale biorą regularnie i po wczorajszym bezrybiu zabawa jest przednia.

Podbierak na szczupaki
Duży podbierak daje komfort podczas podbierania i wyczepiania ryby

Dobór przynęty na szczupaka kluczem do sukcesu

 

Ja, mimo że staram się bardzo, łowię zdecydowanie mniej niż Darek, który dzień wcześniej mocno „tuninguje” swoje gumy. Analizujemy co jest nie tak i zdecydowanie moje przynęty toną za szybko mimo że łowimy tym samym ciężarem główek. Przerzucam pudełka, zmieniam przynęty, w końcu jest. Odpowiednia wyporność materiału i brań od razu więcej. Przed południem przychodzi godzina, gdzie ryby biorą właściwie z każdego miejsca. Zarówno spod trzcin jak i z „otwartej wody”. Świetny czas żeby przetestować pływające jerki i wszelkiego rodzaju wynalazki, które miały być killerami na takie łowiska.

Szał żerowania nie trwa długo więc opuszczamy zatokę i płyniemy w nieznane 🙂

Szukamy trochę głębszej wody, spadków w pobliżu zarośniętych blatów. Miejsc oddalonych od trzcin, brzegów. Niestety, kiedy tylko dalej oddalamy się od brzegu brania jakby zanikają. Trzymamy się więc bardziej rybnych miejsc i co jakiś czas łowimy kolejne szczupaki.

Jesienny szczupak
Klasyczne miejsce szkierowe z klasycznym szwedzkim szczupakiem

Czas średnich brań wykorzystujemy a wypróbowanie nowych przynęt, wielkości i rodzajów. Czas mija, robi się późne popołudnie i powoli zaczynamy kierować się w kierunku zatoki nad którą mieszkamy. Wracając spotykamy Marcina z Zygmuntem. Okazuje się, że jedna z ryb niestety pozbywając się haka w łódce przy okazji „poczęstowała” nim Zygmunta.

Konieczna więc była „operacja” przebijania dłoni i cięcia haka. Całe szczęście wszystko przebiegło sprawnie, a poszkodowany twierdząc że to tylko „rana powierzchowna”; łowił dalej.

Warto szukać szczupaka w obiecujących nawet niewielkich zakolach

 

W drodze powrotnej omijamy zatoki. Zatrzymujemy się jedynie na wyjściach z nich i obławiamy kamienne cyple wychodzące na otwartą wodę. Przy jednym z nich mamy małe zakole w połowie którego znajduje się rozległe głazowisko. Powierzchniowo nieduże łowisko daje kilka przyzwoitych ryb. Po opłynięciu wypłycenia. Darek z jednego kierunku łowi trzy około 80cm szczupaki rzut po rzucie. Świetna sprawa, robimy zdjęcia, w ciepłym świetle kończącego się dnia.

Wrześniowy Szczupak
Dobrze wytypowane miejsce przez napływajacego

Wracamy już niemal po ciemku, zmęczeni i „wyłowieni” To był naprawdę dobry dzień.

Wieczorem standardowo podsumowanie. Sześciu wędkarzy na trzech łodziach złowiło ciut ponad 100 szczupaków niestety tylko dwa przekroczyły 80cm. Wracając do kwatery już czuliśmy chłodniejsze i mocniejsze podmuchy wiatru. Kolejnego dnia od rana miało wiać i padać.

Choć nie ma podobno takiego deszczu w trakcie którego nie da się łowić to wiatr miał nam uniemożliwić dalsze pływanie. Liczyliśmy jednak, że w pobliżu domowej zatoki uda się złowić konkretną rybę.

Szczupaki w Szwecji czyli Szkierowa wędkarska przygoda dzień drugi

Kolejny dzień na Szkierach zamiast szczupakiem…

…ma nas przywitać słoneczną pogodą, całkowitym brakiem wiatru i zupełnym zanikiem brań. Zatem prognozy i obawy spełniły by się właściwie w stu procentach. Nie poddajemy się jednak i bladym świtem wyruszamy.

Staramy się nie pływać po tych samych miejscach i każda z załóg płynie w innym kierunku. Liczymy, że zwiększy to nasze szanse na złowienie ryb.

Rozpoczynamy wędkowanie od skalnej ściany pionowo wchodzącej do wody z dużą ilością roślin przy samym brzegu przy głębokości dwóch – dwóch i pół metra. Szybko łowimy jedną czy dwie małe ryby i łudzimy się, że może jednak taka flauta i prześwietlona woda nie będą rybom przeszkadzały w żerowaniu. Niestety, kiedy tylko słońce wstaje wyżej ponad horyzont brania ustają całkowicie.

Zmieniamy przynęty, ciężary główek, głębokości prowadzenia. Wszystko na nic. Brań nie ma. Wiemy, że w tych warunkach nie mamy co liczyć, że nagle w pudełku znajdzie się przynęta na widok, której szczupaki oszaleją. Spokojnie więc i bez pośpiechu zwiedzamy kolejne zatoki i zatoczki, kamienne rafy porośnięte morszczynem i szerokie głębokie blaty, na których zazwyczaj ryb nie łowiliśmy.

Szczupaki w słoneczną pogodę nie chcą brać

W jednej z zatoczek widzimy dwie około 50 cm ryby wygrzewające się na płyciźnie a obok nich wielkiego szczupaka dla którego dwa poprzednie mogły by stanowić poranną przekąskę. Maluchy uciekają na widok łódki natomiast „metrówka” nic sobie nie robi z naszej obecności. Topimy więc kamerę i „kręcimy” krótki filmik z metrowym szczupakiem w roli głównej.

Radochy mamy przy tym tyle jakbyśmy go złowili. Na koniec przeprowadzam kilka razy przynętę w okolicy ryby a gdy ta nie reaguje staram się ją sprowokować podając gumę pod nos. Efekt widać na filmie i nie jest to branie 🙂

To przypomina mi ile razy po wykonaniu świetnego rzutu w idealnej miejscówce mówiłem ”gdyby był to by „walnął””. Tego dnia przekonałem się, że jak nie chce to nie ma siły „nie walnie”

Podbudowani nowym doświadczeniem idziemy na … grzyby. Super las, prawdziwki rosną pogoda cudna. Żyć nie umierać.

Przerwa w łowieniu Szczupaków
Wojtek z Matim też podobnie podchodzą do sprawy 🙂 Fot Wojtek

Zbieramy kilka grzybów na jutrzejszą jajecznicę i ruszamy spróbować jeszcze złowić coś wieczorem.

Sprawdzamy wieczorne miejscówki, w których mogły by się pojawić okonie, niestety bezskutecznie. Wydłubujemy kilka pojedynczych ryb z samych trzcin i godzinkę przed spłynięciem w wąskim przesmyku i odrobienie głębszej wodzie postanawiamy ostatni raz położyć kotwicę.

Darek łowi drobniejszymi przynętami, szukając okoni. Kątem oka zauważam że ma zaczep, pod samą łódką, już chcę powiedzieć, że zapomniałem powiedzieć o skalnej ostrej półce z dużym zaczepem, kiedy jego zaczep zaczyna walczyć. Sprzęt raczej okoniowy więc mimo że wędka gnie się do granic możliwości nie spodziewam się ogromnej ryby.

Mam nawet ochotę łowić dalej kiedy jednak widzę skupienie Kuzyna zmagającego się z rybą szybko odkładam kij i biorę podbierak.

Czyżby szczupak, który „uratuje” nam dniówkę?

Ryba w końcu pokazuje się przy powierchni. Mały haczyk z 5 cm przynętą tkwi w rogu pyska. Jeszcze jeden odjazd i jeszcze jeden. Hamulec kołowrotka pracuje prawidłowo, wędka amortyzuje mocne zrywy ale nie ma na tyle mocy by jednym mocnym pociągnięciem szczupak zaparkował w podbieraku. W końcu udaje mi się go podebrać.

Odczepianie, zdjęcia dla potomnych i… Kolejny dzień z metrowym szczupakiem.

Szczupak na spinning
Metrowy Szczupak na zakończenie dnia

Niesamowite jak po wypuszczeniu powoli siada na dnie, w wieczornym ciepłym świetle widać go na płyciźnie odpoczywającego po walce.

Odpływamy.

Wprawdzie miało to być ostatnie kotwiczenie ale wiadomo, że się to tak nie skończy. Zatrzymujemy się jeszcze w zatoce tuż przed pomostem, łowimy dwie czy trzy ryby w tym jedną również „podbierakową „80”.

Szczupak złowiony wieczorem
Końcówka słonecznego dnia potrafi zaowocować piękną rybą

Spływamy. Klarujemy łódkę. Pozostałe ekipy spływają. Wieczorem standardowo raportujemy.

Wyniki ilościowe tak jak się można było spodziewać marne.

Trzy załogi łowią niewiele ponad 30 ryb z czego tylko dwie duże 85 i 100cm.

Pocieszające jest to, że Mateusz z Wojtkiem zaczęli „dobierać” się do okoni i jeśli szczupaki nie będą brały to mamy pierwsze namiary na ładne garbusy.

Okoń ze spadu przy zarośniętm blacie
Piękny szwedzki okoń ( to ten z paskami :)) Fot Mateusz

Liczymy jednak, że prognozy na dni kolejne się sprawdzą zacznie wiać, niebo zaciągnie się chmurami a szczupaki oszaleją na punkcie naszych przynęt.

Jak wyglądał nasz kolejny dzień na Szkierach. W kolejnej części opiszę…

Jak złowić metrowego szczupaka czyli wyprawa na Szkiery 2017 cz.1

Jeśli w głowie kołata jedna myśl:

Jak złowić metrowego szczupaka?

Jeśli jesień powoli puka do okien, liście jeszcze zielone straciły intensywność barw a na wypady na ryby coraz częściej zabieram cieplejszą czapkę zamiast tej chroniącej od słońca. To wszystko oznaczało jedno. Czas na coroczny wyjazd na podbój szwedzkich szkierów.

Dwa tygodnie przed wyjazdem.

Robię dwie listy. Na jednej znajdują się rzeczy które muszę zabrać ze sobą: ubrania, elektronika, jedzenie, dokumenty itp. Druga to lista ostatnich zakupów wędkarskich, ostateczne uzupełnienie „uzbrojenia”.

Tydzień przed wyjazdem to już początki pakowania. Ubrania w torbach, skrzynia wędkarska kompletna, wędki i kołowrotki sprawdzone przynęt jak zwykle: Za dużo 🙂 i ciągle wrażenie, że jeszcze coś by się przydało.

Ostatnie dwa dni przed wyjazdem to ostateczne ustalanie, o której godzinie i gdzie się spotkamy, którędy jedziemy i ile mamy bagażu.

Dzień wcześniej jadę do Darka. Przepakowujemy graty do samochodu, przygotowujemy łódkę ostatnia weryfikacja zabranych rzeczy i spać. Rano wyruszamy. Po 200 km jesteśmy już u Marcina i znowu pakowanie. Upychamy do bagażnika dwa silniki, kupę gratów. Lekkie rzeczy do łódki. W tak zwanym międzyczasie dociera reszta ekipy jest Zygmunt, Wojtek i Mateusz. Oglądamy nowy nabytek Matiego. Wysokoburtowa aluminiowa łódź, która na Szkierach przejdzie chrzest bojowy.

Humory dopisują. W tym gronie nie widzieliśmy się dawno i perspektywa spędzenia tygodnia na rybnych łowiska w doboropwym towarzystwie wprawia wszystkich w świetny nastrój.

Ruszamy z zapasem czasu około 3 godzin. Niestety jak to w życiu bywa, zapas kończy się na obwodnicy Trójmiasta gdzie kilkunasto kilometrowy korek sprawia, że do portu w Gdyni docieramy na ostatnią chwilę. Ale docieramy!

Teraz już bez stresu.

Jak zwykle wkoło dużo łodzi wędkarskich. Rozmowy o planach i nadziejach na upragnionego metrowego szczupaka. Wjeżdżamy na prom, zajmujemy kajuty, toast za udaną wyprawę, przy mapach i opisach łowisk z poprzedniego wyjazdu. Później spać. Jutro już mamy łowić.

 

Czas na szwedzkie Szczupaki
Dopływamy Do Szwecji

Rano jesteśmy po drugiej stronie Bałtyku, trasę znamy więc wszystko przebiega bardzo sprawnie. Instalujemy się w kwaterze, zrzucamy łodzie, przygotowujemy sprzęt i wypływamy. Łowiska w pobliżu domu mamy rozpoznane więc szybko łowimy pierwsze ryby i ciśnienie powoli opada. Jesteśmy na miejscu mamy przed sobą 5 pełnych dni, które możemy poświęcić tylko na łowienie ryb i odpoczynek w prawdziwie wędkarskim gronie.

Po zaspokojeniu „pierwszego wędkarskiego głodu” systematycznie obławiamy trzcinowiska i co jakiś czas wyciągamy ryby.

Szczupak Złowiony na Jerka
Pierwszy Szczupak ponad 80cm

Wiatr lekko wieje więc wypływamy na otwartą wodę celem sprawdzenia dryfu z jedną i z dwoma dryfkotwami. Pora dnia nieciekawa, nie liczymy na spektakularne wyniki. Wprawdzie są lekkie skubnięcia i odprowadzenie niewielkich szczupaków, ale nic spektakularnego się nie wydarza. W pewnym momencie szybko łowimy dwie fajne ryby. Po przepłynięciu kolejnych kilkunastu metrów, lekkie przytrzymanie, zacięcie i… ryba zamiast wariacko walczyć powoli odpływa. Jest DUŻY!. Powoli pompuję do łódki, Darek bierze podbierak, pewne lądowanie i…. Czyżby po trzech godzinach złowiliśmy metrowgo szczupaka?. Dalej wszystko sprawnie. Podbierak w wodzie z rybą. Odczepiamy, kilka zdjęć i mierzenie: 103cm.

Jak złowić metrowego Szczupaka
Pierwszy Metrowy Szczupak Wyprawy

Fantastyczne uczucie. Pierwszy dzień i już tak piękna ryba. Wysyłamy SMS do chłopaków z dwóch pozostałych łodzi i wydaje się, że znamy odpowiedź na pytanie jak złowić metrowego szczupaka. Teraz płyniemy pozwiedzać.

Sprawdzamy okoniowe miejscówki, zatoczki, których nie odwiedzaliśmy podczas poprzedniej wyprawy, szukamy nowych miejsc.

Dzień powoli się kończy i wracamy do domku.

Zawsze, odkąd pamiętam wyjazdy z Marcinem (głównym organizatorem całego zamieszania). Wieczorem, każdy zdaje raport: ile ryb złowił, na jakie przynęty, jak uzbrojone, na jakich głębokościach i w jakich miejscach.

Można się śmiać z tych statystyk, można je traktować z przymrużeniem oka, jednak są wielką bazą wiedzy i nawet w najtrudniejszych warunkach pozwala to zwiększyć szanse na złowienie większej ilości ryb.

Po pierwszym dniu nasze wyniki (6 osób / trzy łodzie) wyglądały następująco:

Około 70 ryb 7 ryb ponad 80cm w tym jeden metrowy szczupak. Niestety brak było okoni w miejscach, w których łowiliśmy je rok temu regularnie. Tu trzeba również zaznaczyć, że rybą nr jeden dla jednej z załóg był właśnie okoń.

Jak na niepełną rozpoznawczą „dniówkę” naprawdę dobrze. Niestety kolejny dzień zapowiadał się nie dość, że słonecznie to jeszcze do tego bezwietrznie. Więc zupełnie nie szczupakowo co mogło przełożyć się na wyniki. Czy tak było?

W kolejnej części opiszę…

Jak złowić sandacza czyli szybkie wypady po pracy nad kanał.

Mało znam osób, które mogły by spędzić tyle czasu nad wodą, wędkując ile by chciały. Zazwyczaj mamy do dyspozycji jeden dzień weekendu (nie koniecznie każdego), może co jakiś czas wyrwany urlop w środku tygodnia.

Wielu z nas jednak nie raz i nie dwa razy w tygodniu zastanawia się:

Jak złowić sandacza?

Jest jeszcze wieczór! Kiedy już podołamy wszelkim obowiązkom zawodowo rodzinnym, dzieci śpią (o ile są), żona bądź dziewczyna, przywdziewa sportowy strój by w podskokach wylewać siódme poty z jedną z modnych fit lady, my wymknijmy się z domu i choć dwie godzinki spędźmy szukając wieczornego sandacza.

Jak złowić sandacza
Okolice śluz to moje ulubione łowisko

Najbliższym łowiskiem, które daje mi możliwość złowienia ryby jet kanał i od jakiegoś czasu jest to moje główne nocne łowisko.

Co zabrać ze sobą na wieczorne i nocne wędkowanie?

Sprzęt ograniczam do minimum. W torbie 0.7l wody, jakiś słodycz na „małego głoda”, latarka czołowa. Jedno, maksymalnie dwa pudełka. Łowię maksymalnie dwie, trzy godziny, więc zabieranie kilkudziesięciu przynęt nie ma sensu. Rozwieracz, szczypce do uwalniania ryb, nożyczki z zadziorami do kółek łącznikowych, mały nożyk, ściereczka.

Do tego podbierak i oczywiście wędka; jedna.

Jakie przynęty na nocnego sandacza?

Na, krótkie, szybkie, nocne wyjścia na sandacza, wybieram tylko najpewniejsze, sprawdzone przynęty. Przede wszystkim gumy, kilka kogutów, dwa trzy woblery.

Staram się by przynęty przede wszystkim różniły się pracą.

Obok klasycznych kopyt, które oprócz tego, że zamiatają ogonem również kolebią się na boki, zabieram wąskie drobno pracujące gumy, twistery oraz jaskółki.

Woblery wybieram te o drobnej, lusterkującej pracy, pływające. Koguty raczej cięższe niż gumy w kolorach fluo i naturalnych.

Tak „uzbrojony” wyruszam na upatrzone miejsce. Czasu na łowienie jest mało, więc staram się wieczorem nie zmieniać stanowiska. Jeśli łowię w okolicach śluz i mostów, wtedy jeszcze kawałeczek się przespaceruję po utwardzonym gruncie. Jeśli łowię w dzikich miejscach; stoję w miejscu. Po pierwsze niebezpiecznie nocą pałętać się po śliskim gliniastym terenie, łazić po kamieniach bądź przedzierać się przez nadbrzeżne chaszcze. Po drugie płoszy to ryby. A te…

…zazwyczaj przebywają blisko brzegów. Większość brań miałem albo spod przeciwległego brzegu albo „pod nogami”. Dlatego szczególną uwagę zwracam na obłowienie brzegów, betonowych umocnień, traw „wchodzących” do wody. Wszelkiego rodzaju miejscówek gdzie wieczorem gromadzi się drobnica, a za nią przypływają sandacze.

Jeśli nad wodą jestem jeszcze przed zmrokiem to zaczynam klasycznie od gumy i koguta. Łowię z opadu, dość ciężko i agresywnie. Wraz z zapadającymi ciemnościami zaczynam łowić lżejszymi główkami a po zmroku częściej sięgam po woblera. Staram się łowić precyzyjnie. Dokładnie, systematycznie przeczesuję wodę. Co jakiś czas zmieniam rodzaj przynęty, bądź ciężar główki.

Kiedy jest już całkiem ciemno staram się łowić bliżej powierzchni bądź w toni wody. Używam do tego nie tylko woblerów ale również gum i to prowadzonych jednostajnie tak jak woblera. Bez podszarpywania bez zbędnego pośpiechu ale tak by praca przynęty była dobrze wyczuwalna. Staram się tez obserwować wodę. Czasem na powierzchni pojawiają się charakterystyczne wiry powstałe po atakach sandacza. W takie miejsca staram się po łuku wprowadzić przynętę. Jeśli woda w kanale mocniej płynie uda się to zrobić, jeśli prawie stoi tylko mocno pracujące gumy da się tak precyzyjnie podać w okolice żerujących ryb.

Jeśli sandacze nie biorą sięgam po ciężkie główki, jaskółki i koguty. Czasem, wbrew pozorom mocne uderzenie o dno 18g ołowiu nawet na 2m wodzie potrafi obudzić jakąś rybę i uratować wyjazd.

Zawsze na kanale stosuję przypony. Metalowe, albo z grubego fluorocarbonu. Dno w pobliżu brzegów to betonowe płyty, zwaliska kamieni albo bryły betonu z kawałkami metalowych elementów. Przypon chroni plecionkę przed przecieraniem i zapobiega nie tylko niepotrzebnym stratom przynęt ale też i zerwaniu ryby.

Sandacz złowiony nocą.
Duży sandacz to rzadkość. Zawsze jednak może się udać 🙂

Szczerze polecam oderwać się od fotela i telewizora. Nawet w kiepską pogodę choć na godzinkę czy dwie wybrać się wieczorem nad wodę. To jedne z lepszych godzin żerowania ryb i nawet krótki wypad potrafi obdarzyć rybą.

Jak złowić szczupaka w płytkiej wodzie, czyli ostre poderwanie kontra wolny opad.

Należało by zacząć od tego co to jest płytka woda. Dla jednego będzie to głębokość dwóch metrów dla innego niespełna 50cm.

Dla uproszczenia przyjmijmy, że za płytką wodę uznamy głębokość do dwóch metrów. Aby nie było jednak tak łatwo to trzeba pamiętać że szczupaki rzadko będą przebywały na płaskim, nie pokrytym roślinami, kamieniami, załomami dnie. Owszem trafi się tam pojedyncza ryba, ale nie na takich miejscach należało by się skupiać.

Jeśli mamy dwa metry głębokości to część „wody” zajęta będzie przez kamienie, głazy, rośliny, karcze. Do poprowadzenia przynęty pozostanie nam zatem maksymalnie jeden metr toni. Liczymy na to, że spomiędzy podwodnych przeszkód, nierówności dna do naszej przynęty „wyskoczy” ryba.

Łowienie z łódki
W każdej chwili może nastąpić jedno z niewielu brań tego dnia.

Jeśli temperatura wody jest wysoka, pogoda „szczupakowa” a ryby aktywne to nawet agresywnie poprowadzona guma, wobler (w tym rzecz jasna jerk), wszelkiego rodzaju obrotówki będą skuteczne. Gorzej jednak, jeśli naszą płytką wodę prześwietli ostre słońce, tafla wody będzie lekko pomarszczona, bądź gładka jak stół a woda zimna. Wtedy szczupaki nie tylko nie będą chciały trącić przynęty ale i nie będą chciały jej nawet odprowadzić.

Jak zatem złowić szczupaka w takich warunkach?

Ja używam wtedy właściwie tylko gum i łowię tylko z opadu. Im dłużej trwający opad tym lepiej, cały czas jednak pamiętamy, że do dyspozycji mamy tylko około metra wody i na tej przestrzeni mamy idealnie poprowadzić przynętę.

Kluczem do sukcesu jest wtedy takie dobranie przynęty by pracowała nawet na lekkiej główce. Lekkiej to znaczy maksymalnie 5g!. Tak, maksymalnie 5g. Tylko podczas ekstremalnego wiatru założę coś cięższego, jednak jest już przysłowiowy akt rozpaczy.

Drugą sprawą jest praca przynęty. Musimy rippera, czy twistera tak dobrać by ogon w trakcie opadu pracował. Ideałem jest jednak jeśli przynęta dodatkowo podczas opadu buja się na boki. To właśnie ten typ pracy w połączeniu z „kopiącym” ogonem jest mym ideałem podczas szukania ryb w płytkich łowiskach.

Jest jeszcze jeden trik podczas łowienia szczupaków na tak płytkiej wodzie.

Ciągłe, absolutnie ciągłe zwijanie linki. Opad jest tak krótki a obciążenie gumy tak lekkie, że warto od razu po podbiciu przynęty powolutku zacząć zwijać. Tak by napięta linka dodatkowo „pozycjonowała” gumę i sprawiała, że opadający ripper będzie pracowała w poziomie a nie będzie wyglądał jak kamień spadający do dna z wirującym ogonkiem.

Pamiętać też należy, by w miarę możliwości, szczytówka naszej wędki była jak najwyżej nad wodą. Da nam to dodatkowe ułamki sekundy opadu i zwiększy szansę na złowienie ryby.

Podsumowując. Nasza przynęta wpada do wody. Błyskawicznie zamykamy kabłąk odczekujemy sekundę do trzech i poderwanie. Może być z tzw podwójnym podbiciem. Następnie szybko wybieramy luz i na napiętej plecionce powolutku zwijamy i znowu poderwanie. Im bliżej mamy siebie przynętę tym opad może być dłuższy. Kąt poderwania jest mniejszy przez co przynęta wyżej „podskoczy” a przez to też dłużej będzie opadać. Często ryba odprowadza naszą przynętę i dopiero pod samymi nogami, czy burcie łódki decyduje się na atak.

Szczupak złowiony na spinning
Szczupak złowiony z płytkiej prześwietlonej wody

Polecam spróbować łowić w takich warunkach.

Jest to świetny poligon doświadczalny a skupiając się na najdrobniejszych szczegółach doskonalimy własną technikę i dobór przynęt.

Kiedy zaś przyjdzie czas ostrego żerowania z tą wiedzą możemy „zrobić” naprawdę niesamowity wynik.