Jeśli w głowie kołata jedna myśl:
Jak złowić metrowego szczupaka?
Jeśli jesień powoli puka do okien, liście jeszcze zielone straciły intensywność barw a na wypady na ryby coraz częściej zabieram cieplejszą czapkę zamiast tej chroniącej od słońca. To wszystko oznaczało jedno. Czas na coroczny wyjazd na podbój szwedzkich szkierów.
Dwa tygodnie przed wyjazdem.
Robię dwie listy. Na jednej znajdują się rzeczy które muszę zabrać ze sobą: ubrania, elektronika, jedzenie, dokumenty itp. Druga to lista ostatnich zakupów wędkarskich, ostateczne uzupełnienie „uzbrojenia”.
Tydzień przed wyjazdem to już początki pakowania. Ubrania w torbach, skrzynia wędkarska kompletna, wędki i kołowrotki sprawdzone przynęt jak zwykle: Za dużo 🙂 i ciągle wrażenie, że jeszcze coś by się przydało.
Ostatnie dwa dni przed wyjazdem to ostateczne ustalanie, o której godzinie i gdzie się spotkamy, którędy jedziemy i ile mamy bagażu.
Dzień wcześniej jadę do Darka. Przepakowujemy graty do samochodu, przygotowujemy łódkę ostatnia weryfikacja zabranych rzeczy i spać. Rano wyruszamy. Po 200 km jesteśmy już u Marcina i znowu pakowanie. Upychamy do bagażnika dwa silniki, kupę gratów. Lekkie rzeczy do łódki. W tak zwanym międzyczasie dociera reszta ekipy jest Zygmunt, Wojtek i Mateusz. Oglądamy nowy nabytek Matiego. Wysokoburtowa aluminiowa łódź, która na Szkierach przejdzie chrzest bojowy.
Humory dopisują. W tym gronie nie widzieliśmy się dawno i perspektywa spędzenia tygodnia na rybnych łowiska w doboropwym towarzystwie wprawia wszystkich w świetny nastrój.
Ruszamy z zapasem czasu około 3 godzin. Niestety jak to w życiu bywa, zapas kończy się na obwodnicy Trójmiasta gdzie kilkunasto kilometrowy korek sprawia, że do portu w Gdyni docieramy na ostatnią chwilę. Ale docieramy!
Teraz już bez stresu.
Jak zwykle wkoło dużo łodzi wędkarskich. Rozmowy o planach i nadziejach na upragnionego metrowego szczupaka. Wjeżdżamy na prom, zajmujemy kajuty, toast za udaną wyprawę, przy mapach i opisach łowisk z poprzedniego wyjazdu. Później spać. Jutro już mamy łowić.

Rano jesteśmy po drugiej stronie Bałtyku, trasę znamy więc wszystko przebiega bardzo sprawnie. Instalujemy się w kwaterze, zrzucamy łodzie, przygotowujemy sprzęt i wypływamy. Łowiska w pobliżu domu mamy rozpoznane więc szybko łowimy pierwsze ryby i ciśnienie powoli opada. Jesteśmy na miejscu mamy przed sobą 5 pełnych dni, które możemy poświęcić tylko na łowienie ryb i odpoczynek w prawdziwie wędkarskim gronie.
Po zaspokojeniu „pierwszego wędkarskiego głodu” systematycznie obławiamy trzcinowiska i co jakiś czas wyciągamy ryby.

Wiatr lekko wieje więc wypływamy na otwartą wodę celem sprawdzenia dryfu z jedną i z dwoma dryfkotwami. Pora dnia nieciekawa, nie liczymy na spektakularne wyniki. Wprawdzie są lekkie skubnięcia i odprowadzenie niewielkich szczupaków, ale nic spektakularnego się nie wydarza. W pewnym momencie szybko łowimy dwie fajne ryby. Po przepłynięciu kolejnych kilkunastu metrów, lekkie przytrzymanie, zacięcie i… ryba zamiast wariacko walczyć powoli odpływa. Jest DUŻY!. Powoli pompuję do łódki, Darek bierze podbierak, pewne lądowanie i…. Czyżby po trzech godzinach złowiliśmy metrowgo szczupaka?. Dalej wszystko sprawnie. Podbierak w wodzie z rybą. Odczepiamy, kilka zdjęć i mierzenie: 103cm.

Fantastyczne uczucie. Pierwszy dzień i już tak piękna ryba. Wysyłamy SMS do chłopaków z dwóch pozostałych łodzi i wydaje się, że znamy odpowiedź na pytanie jak złowić metrowego szczupaka. Teraz płyniemy pozwiedzać.
Sprawdzamy okoniowe miejscówki, zatoczki, których nie odwiedzaliśmy podczas poprzedniej wyprawy, szukamy nowych miejsc.
Dzień powoli się kończy i wracamy do domku.
Zawsze, odkąd pamiętam wyjazdy z Marcinem (głównym organizatorem całego zamieszania). Wieczorem, każdy zdaje raport: ile ryb złowił, na jakie przynęty, jak uzbrojone, na jakich głębokościach i w jakich miejscach.
Można się śmiać z tych statystyk, można je traktować z przymrużeniem oka, jednak są wielką bazą wiedzy i nawet w najtrudniejszych warunkach pozwala to zwiększyć szanse na złowienie większej ilości ryb.
Po pierwszym dniu nasze wyniki (6 osób / trzy łodzie) wyglądały następująco:
Około 70 ryb 7 ryb ponad 80cm w tym jeden metrowy szczupak. Niestety brak było okoni w miejscach, w których łowiliśmy je rok temu regularnie. Tu trzeba również zaznaczyć, że rybą nr jeden dla jednej z załóg był właśnie okoń.
Jak na niepełną rozpoznawczą „dniówkę” naprawdę dobrze. Niestety kolejny dzień zapowiadał się nie dość, że słonecznie to jeszcze do tego bezwietrznie. Więc zupełnie nie szczupakowo co mogło przełożyć się na wyniki. Czy tak było?
W kolejnej części opiszę…
Majątek niektórych przekracza wartość do której potrafią liczyć. Myślą o zemście zamiast umysł Ćwiczyć…
Doceniam to co robisz i to co piszesz. dziękuję Ci za zangażowanie i wkład w społeczność blogową. Trzymaj tak dalej sukces jest na wyciągniecie ręki 🙂
Bardzo ciekawy blog, rzeczowy i wyważony, zmusza do myślenia i refleksji. Od dzisiaj zaglądam regularnie. Pozdrowienia 🙂
Dzięki Ci za ten wpis jest merytoryczny i rzeczowy podnosi na duchu i inspiruje. Tak trzymaj!
Przeciwnosci, z ktorymi musimy sie zmierzyć, czesto sprawiaja, ze stajemy sie silniejsi. To, co dziś wydaje się stratą, jutro moze okazać sie zyskiem. – Nick Vujicic