Archiwum kategorii: Moje Wyprawy Wędkarskie

Odkąd pamiętam zawsze lubiłem jeździć na ryby.

Najpierw nad pobliski zalew, później rowerem nad zalew w sąsiedniej miejscowości. Kiedy jeszcze w szkole podstawowej rodzice pozwolili z centralnej Polski samodzielnie jeździć do babci by łowić w podgórskich rzekach wydawało się, że świat stanął przede mną otworem.

Od tamtego czasu kocham odkrywać nowe miejsca, poznawać nowych ludzi i cieszyć się z nimi wędkarstwem.

Zdarzało się spędzić w pociągu kilkanaście godzin by poznać nową górską zaporówkę. Deptać z przystanku autobusowego z plecakiem kilka kilometrów do leśniczówki by kolejnego dnia przemierzając bagna szukać pstrągów na Pomorzu.

Bywało też że rano decydowałem, że z kumplem po południu spróbujemy złowić gdzieś sandacza na żwirowni i choć na kilka godzin lecieliśmy z pontonem po narwiańskich bezdrożach.

Ten entuzjazm i emocje towarzyszą mi cały czas podczas moich małych i wielkich wypraw.

Chcę się tym wszystkim podzielić. Będę opisywał szybkie wypady po pracy nad pobliskie łowiska, weekendowe łowienie ale i planowane tygodniami wyjazdy na odległe łowiska.

Nie zabraknie też pewnie wspominek. Wyjazdów, które będę pamiętał do końca życia i które w dużej mierze sprawiły, że każdej kolejnej wędkarskiej wyprawy nie mogę się doczekać.

Otwarcie sezonu pstrągowego 2020

W piątek po południu wrzucam „graty” do samochodu, sprawdzam czy na pewno zabrałem najważniejsze rzeczy i ruszam. Przede mną kilku godzinna podróż by w sobotę z samego rana otworzyć sezon pstrągowy na jednej z najpiękniejszych rzek w Polsce.

            Drogę podzieloną mam na dwa etapy. Najpierw półtorej godziny do Łukasza, gdzie zostawiam samochód a później przepakowujemy się do samochodu Maćka i w pięciu ruszamy już w dalszą drogę.

            W aucie królują wędkarskie tematy. Pstrągi, lipienie, plany na majowe szczupaki. Kilometry uciekają i w końcu koło godziny 23 meldujemy się na miejscu.

Reszta ekipy już dawno rozgościła się na kwaterach. Rzucamy bagaże w pokojach i dołączamy do wesołego towarzystwa.

Mimo, że przez pół roku nie mogliśmy łowić pstrągów jakoś nie czuć presji by szybko iść spać by bladym świtem być już nad wodą. Nocne polaków rozmowy ciągną się jeszcze długo. W końcu jednak powoli się wykruszamy i lądujemy w łóżkach.

            W sobotę wstaję kilka minut po 7. Jak na pstrągi to późno, jednak doskonale zdaję sobie sprawę, że tu nie trzeba zrywać się o świcie i spokojnie ryby można łowić przez cały dzień. Przygotowuję sprzęt, herbatę do termosu. Powoli zaczynam się ubierać. W tym czasie część towarzystwa zaczyna przygotowywać śniadanie, poranną kawkę. Część szykuje się do oglądania konkursu skoków narciarskich w Sapporo.

            Tę rzekę odwiedziłem ostatni raz chyba z 15 lat temu. Pytam chłopaków gdzie iść najlepiej. Szybko dostaję dobre namiary. Zabieram kanapkę na drogę i ruszam.

            Jest świetnie, woda niska, klarowna, przyjemna temperatura. Ech żeby tylko brały. Miejscówki wskazane przez z najomych są zajęte przez innych wędkarzy, ale schodzę kilkadziesiąt metrów niżej i zaczynam łowić.

            Rzeka w tych miejscach jest płytka, trzeba namierzyć rynienki w których stoją ryby i próbować skusić je do brania.

Na pierwszy ogień idą jigi na lekkich czeburaszkach. Szybko trafiam dwa małe pstrągi, później cisza.

            Po około godzinie dzwoni Wojtek, który idzie w moim kierunku. Wracam zatem w górę rzeki i po chwili się spotykamy.

            Wojto najpierw sprawdza rynienkę przy brzegu, ,później wchodzi do wody (łowimy w spodniobutach), ustawia się na dobrej miejscówce i zaczyna łowić. Nie tylko rzucać ale co kilkanaście minut wyciąga kolejne ryby. Staję obok.

            Łowienie pstrągów to nie jest raczej towarzyska metoda. Dziś jednak Wojtek znalazł idealne miejsce by łowić ramię w ramię. Zmieniamy przynęty, żartujemy i co kilka minut mamy brania. Oczywiście nie wszystko udaje się zaciąć i ni wszystko udaje się wyholować. Cały czas jednak coś się dzieje.

            Przesuwamy się kilka metrów w dół czy w górę. Co jakiś czas jeden z nas robi sobie dłuższą wycieczkę. Cały czas jednak w jednej długiej rynnie mamy kontakty z pstrągami. Ryby nie powalają wielkością. Mimo wszystko decydujemy się pozostać w okolicy do końca dnia. W międzyczasie Wojtek przynosi z kwatery kanapki i piwko. Robimy przerwę.

            Dawno tak nie odpoczywałem. Piękne widoki, piękna rzeka, świetne towarzystwo i ryby. Aż się nie chce ruszać. Leżymy na brzegu popijamy piwko, zagryzamy kanapkami. Ech chce się żyć…

Dzień powoli zbliża się ku końcowi. Myśleliśmy że wieczorem uda złowić się coś większego. Niestety brania trochę „przygasają” i stwierdzamy, że na dziś wystarczy. Wprawdzie łowimy jeszcze pojedyncze ryby ale nie samym wędkarstwem człowiek żyje 🙂

            Wracamy.

Przy obiado kolacji krótki raport znad wody.  Każdy tego dnia właściwie dobrze połowił. Ryb było naprawdę sporo, trafiły się pojedyncze większe pstrągi, był jeden czy dwa duże lipienie. Żyć nie umierać!

W międzyczasie dociera jeszcze kilka osób, które nie mogły przyjechać w piątek wieczorem. Robi się gwarno i wesoło. Na stole ląduje pudło z ciekawymi przynętami, które mają się pojawić na naszym rynku niebawem. Widać, że ktoś nad nimi dobrze popracował. Materiał gum o niebywałej plastyczności, pływalność kosmiczna.

Częstujemy się, różnymi modelami by następnego dnia wypróbować nad wodą.

Jest naprawdę wesoło. Żarty, docinki, opowieści o tym jaki kto „progres” zrobił w łowieniu w ostatnim roku 😉 Brzuch bolał od śmiechu.

W końcu powoli jeden po drugim ląduje w łóżku. Jutro też jest dzień.

Widok na rzekę.
Piękne słońce o poranku, za chwilę zasnute chmurami i deszczem.

            Niedzielny poranek wita nas trochę dziwną pogodą.

Świeci słońce ale czuć jakby za chwilę miało zacząć padać. Woda w rzece jest już lekko „trącona”, sami jesteśmy ciekawi czy będzie to miało jakiś wpływ na brania. Nie spieszymy się. Wyłowieni dnia poprzedniego decydujemy się na zwiedzanie innych odcinków rzeki.

Jemy śniadanie i tym razem wsiadamy w auto by przejechać kilka kilometrów od kwatery.

            W miejscu, do którego dotarliśmy, nie łowiłem chyba nigdy. Woda fajna, sporo głębsza niż ta, na której byliśmy wczoraj. Zaczynamy tuż przy brzegu, schodzimy niżej i obławiamy rynnę przy niewysokiej burcie, by po kilku rzutach obłowić równą głębszą płań pośrodku rzeki.

            W końcu Maciek zapina rybę. Holuje powoli, szczytówkę trzymając blisko wody. Rybka jest zatem przyzwoita. Faktycznie, po kilku chwilach w podbieraku ląduje około czterdziesto centymetrowy tęczak. Wraca zapał.

Maciek, świetny pozytywny wędkarz, aż miło było podglądać

            Maciek idzie pierwszy, za nim Wotjo, ja trzeci. Z przyjemnością patrzę jak chłopaki łowią. Tu muszę dodać, że część ekipy to nie tylko wytrawni wędkarze ale i zawodnicy pierwszej ligi spinningowej z sukcesami na polu nie tylko krajowym ale i międzynarodowym. W skrócie: jest się od kogo uczyć.

            Na końcówce kolejnej rynny  mamy kilka brań, każdy wyciąga rybę. Później przechodzę na drugą stronę rzeki by obłowić głębsze miejsca między dużymi głazami. Brań niestety nie ma. Zmieniam miejscówkę wchodzę na środek rzeki i tam między trzema głazami prowadzę przynęty. W końcu są brania niestety trzy razy z rzędu pudłuję nie wyciągając ryby.

            Łowimy jeszcze chwilę na tym odcinku jednak be rezultatów. Decydujemy się na ostatnią zmianę miejsca. Wychodzimy z wody pakujemy się do auta i jedziemy.

Kolejne miejsca kolejne rzuty. Niestety ryby dziś są dużo bardziej chimeryczne. Do tego pogoda nie ułatwia nam sprawy. Wiatr coraz mocniej wieje i coraz trudniej kontrolować przynęty na lekkich główkach. W końcu widzę, że Wojtek zacina rybę. Hol w mocnym nurcie się przedłuża, więc idę w jego kierunku. Wygląda na to, że pod koniec łowienia będzie można strzelić jeszcze fotę z rybą. Okazuje się, że to również tęczak. Ryba fajna, ładnie walczyła.

Pstrąg złowiony zimą w dużej rzece
Ta ryba to nagroda za wytrwałość. Wielu opuściło by miejscówkę dużo szybciej!

Oddajemy jeszcze kilka kontrolnych rzutów i zbieramy się.

Towarzystwo też powoli zjeżdża na kwaterę. Kilka osób trafiło dobre miejsca, dobrze połowili w górnych partiach rzeki, czas przesuszyć spodniobuty, spakować wędki i ruszać w drogę powrotną by po kilku godzinach zameldować się w domu.

To  był naprawdę dobry wyjazd. Świetne towarzystwo, piękna rzeka i sporo ryb. Po powrocie do domu trzeba będzie jeszcze raz spojrzeć do pudełek, sprawdzić zestawy i na moich bezrybnych rzekach wypróbować nowe techniki J

A w kilku godzinną podróż nad tę piękną rzekę jeszcze postaram się wybrać w tym roku.

Marek

Złowić szczupaka czyli dzień trzeci na Szkierach

Pogarszająca się pogoda, czyli dobry znak dla chcących złowić szczupaka

 

Dla wędkarza chcącego złowić szczupaka wczesną jesienią informacja o pogarszającej się pogodzie, wzmagającym się wietrze i rosnącym zachmurzeniu to dobra wiadomość. Prognoza na dzień trzeci wędkarskiej wyprawy obiecywała falki na wodzie zachmurzenie z przejaśnieniami i mieliśmy nadzieję, że również żerujące szczupaki.

Wstajemy dość wcześnie jak zwykle, śniadanko, kawa do termicznych kubków, herbata do termosów i woda do bukłaków. Suchy prowiant, jakiś słodycz i wypływamy tuż po świcie.

Plan na dziś to najpierw zwiedzić jedną z płytkich mocno zarośniętych zatok w pobliżu a później wycieczka w tereny, na których jeszcze nie łowiliśmy. Wybrana zatoka to zupełnie inne łowisko niż do tej pory eksplorowane. Twardsza roślinność. Długie trzcinowiska, mała ilość skał. Rozpoczynamy od najłatwiejszych miejsc czyli pobliża trzcin. Szybko na pokładzie meldują się pierwsze szczupaki. Są średniej wielkości, ale biorą regularnie i po wczorajszym bezrybiu zabawa jest przednia.

Podbierak na szczupaki
Duży podbierak daje komfort podczas podbierania i wyczepiania ryby

Dobór przynęty na szczupaka kluczem do sukcesu

 

Ja, mimo że staram się bardzo, łowię zdecydowanie mniej niż Darek, który dzień wcześniej mocno „tuninguje” swoje gumy. Analizujemy co jest nie tak i zdecydowanie moje przynęty toną za szybko mimo że łowimy tym samym ciężarem główek. Przerzucam pudełka, zmieniam przynęty, w końcu jest. Odpowiednia wyporność materiału i brań od razu więcej. Przed południem przychodzi godzina, gdzie ryby biorą właściwie z każdego miejsca. Zarówno spod trzcin jak i z „otwartej wody”. Świetny czas żeby przetestować pływające jerki i wszelkiego rodzaju wynalazki, które miały być killerami na takie łowiska.

Szał żerowania nie trwa długo więc opuszczamy zatokę i płyniemy w nieznane 🙂

Szukamy trochę głębszej wody, spadków w pobliżu zarośniętych blatów. Miejsc oddalonych od trzcin, brzegów. Niestety, kiedy tylko dalej oddalamy się od brzegu brania jakby zanikają. Trzymamy się więc bardziej rybnych miejsc i co jakiś czas łowimy kolejne szczupaki.

Jesienny szczupak
Klasyczne miejsce szkierowe z klasycznym szwedzkim szczupakiem

Czas średnich brań wykorzystujemy a wypróbowanie nowych przynęt, wielkości i rodzajów. Czas mija, robi się późne popołudnie i powoli zaczynamy kierować się w kierunku zatoki nad którą mieszkamy. Wracając spotykamy Marcina z Zygmuntem. Okazuje się, że jedna z ryb niestety pozbywając się haka w łódce przy okazji „poczęstowała” nim Zygmunta.

Konieczna więc była „operacja” przebijania dłoni i cięcia haka. Całe szczęście wszystko przebiegło sprawnie, a poszkodowany twierdząc że to tylko „rana powierzchowna”; łowił dalej.

Warto szukać szczupaka w obiecujących nawet niewielkich zakolach

 

W drodze powrotnej omijamy zatoki. Zatrzymujemy się jedynie na wyjściach z nich i obławiamy kamienne cyple wychodzące na otwartą wodę. Przy jednym z nich mamy małe zakole w połowie którego znajduje się rozległe głazowisko. Powierzchniowo nieduże łowisko daje kilka przyzwoitych ryb. Po opłynięciu wypłycenia. Darek z jednego kierunku łowi trzy około 80cm szczupaki rzut po rzucie. Świetna sprawa, robimy zdjęcia, w ciepłym świetle kończącego się dnia.

Wrześniowy Szczupak
Dobrze wytypowane miejsce przez napływajacego

Wracamy już niemal po ciemku, zmęczeni i „wyłowieni” To był naprawdę dobry dzień.

Wieczorem standardowo podsumowanie. Sześciu wędkarzy na trzech łodziach złowiło ciut ponad 100 szczupaków niestety tylko dwa przekroczyły 80cm. Wracając do kwatery już czuliśmy chłodniejsze i mocniejsze podmuchy wiatru. Kolejnego dnia od rana miało wiać i padać.

Choć nie ma podobno takiego deszczu w trakcie którego nie da się łowić to wiatr miał nam uniemożliwić dalsze pływanie. Liczyliśmy jednak, że w pobliżu domowej zatoki uda się złowić konkretną rybę.

Szczupaki w Szwecji czyli Szkierowa wędkarska przygoda dzień drugi

Kolejny dzień na Szkierach zamiast szczupakiem…

…ma nas przywitać słoneczną pogodą, całkowitym brakiem wiatru i zupełnym zanikiem brań. Zatem prognozy i obawy spełniły by się właściwie w stu procentach. Nie poddajemy się jednak i bladym świtem wyruszamy.

Staramy się nie pływać po tych samych miejscach i każda z załóg płynie w innym kierunku. Liczymy, że zwiększy to nasze szanse na złowienie ryb.

Rozpoczynamy wędkowanie od skalnej ściany pionowo wchodzącej do wody z dużą ilością roślin przy samym brzegu przy głębokości dwóch – dwóch i pół metra. Szybko łowimy jedną czy dwie małe ryby i łudzimy się, że może jednak taka flauta i prześwietlona woda nie będą rybom przeszkadzały w żerowaniu. Niestety, kiedy tylko słońce wstaje wyżej ponad horyzont brania ustają całkowicie.

Zmieniamy przynęty, ciężary główek, głębokości prowadzenia. Wszystko na nic. Brań nie ma. Wiemy, że w tych warunkach nie mamy co liczyć, że nagle w pudełku znajdzie się przynęta na widok, której szczupaki oszaleją. Spokojnie więc i bez pośpiechu zwiedzamy kolejne zatoki i zatoczki, kamienne rafy porośnięte morszczynem i szerokie głębokie blaty, na których zazwyczaj ryb nie łowiliśmy.

Szczupaki w słoneczną pogodę nie chcą brać

W jednej z zatoczek widzimy dwie około 50 cm ryby wygrzewające się na płyciźnie a obok nich wielkiego szczupaka dla którego dwa poprzednie mogły by stanowić poranną przekąskę. Maluchy uciekają na widok łódki natomiast „metrówka” nic sobie nie robi z naszej obecności. Topimy więc kamerę i „kręcimy” krótki filmik z metrowym szczupakiem w roli głównej.

Radochy mamy przy tym tyle jakbyśmy go złowili. Na koniec przeprowadzam kilka razy przynętę w okolicy ryby a gdy ta nie reaguje staram się ją sprowokować podając gumę pod nos. Efekt widać na filmie i nie jest to branie 🙂

To przypomina mi ile razy po wykonaniu świetnego rzutu w idealnej miejscówce mówiłem ”gdyby był to by „walnął””. Tego dnia przekonałem się, że jak nie chce to nie ma siły „nie walnie”

Podbudowani nowym doświadczeniem idziemy na … grzyby. Super las, prawdziwki rosną pogoda cudna. Żyć nie umierać.

Przerwa w łowieniu Szczupaków
Wojtek z Matim też podobnie podchodzą do sprawy 🙂 Fot Wojtek

Zbieramy kilka grzybów na jutrzejszą jajecznicę i ruszamy spróbować jeszcze złowić coś wieczorem.

Sprawdzamy wieczorne miejscówki, w których mogły by się pojawić okonie, niestety bezskutecznie. Wydłubujemy kilka pojedynczych ryb z samych trzcin i godzinkę przed spłynięciem w wąskim przesmyku i odrobienie głębszej wodzie postanawiamy ostatni raz położyć kotwicę.

Darek łowi drobniejszymi przynętami, szukając okoni. Kątem oka zauważam że ma zaczep, pod samą łódką, już chcę powiedzieć, że zapomniałem powiedzieć o skalnej ostrej półce z dużym zaczepem, kiedy jego zaczep zaczyna walczyć. Sprzęt raczej okoniowy więc mimo że wędka gnie się do granic możliwości nie spodziewam się ogromnej ryby.

Mam nawet ochotę łowić dalej kiedy jednak widzę skupienie Kuzyna zmagającego się z rybą szybko odkładam kij i biorę podbierak.

Czyżby szczupak, który „uratuje” nam dniówkę?

Ryba w końcu pokazuje się przy powierchni. Mały haczyk z 5 cm przynętą tkwi w rogu pyska. Jeszcze jeden odjazd i jeszcze jeden. Hamulec kołowrotka pracuje prawidłowo, wędka amortyzuje mocne zrywy ale nie ma na tyle mocy by jednym mocnym pociągnięciem szczupak zaparkował w podbieraku. W końcu udaje mi się go podebrać.

Odczepianie, zdjęcia dla potomnych i… Kolejny dzień z metrowym szczupakiem.

Szczupak na spinning
Metrowy Szczupak na zakończenie dnia

Niesamowite jak po wypuszczeniu powoli siada na dnie, w wieczornym ciepłym świetle widać go na płyciźnie odpoczywającego po walce.

Odpływamy.

Wprawdzie miało to być ostatnie kotwiczenie ale wiadomo, że się to tak nie skończy. Zatrzymujemy się jeszcze w zatoce tuż przed pomostem, łowimy dwie czy trzy ryby w tym jedną również „podbierakową „80”.

Szczupak złowiony wieczorem
Końcówka słonecznego dnia potrafi zaowocować piękną rybą

Spływamy. Klarujemy łódkę. Pozostałe ekipy spływają. Wieczorem standardowo raportujemy.

Wyniki ilościowe tak jak się można było spodziewać marne.

Trzy załogi łowią niewiele ponad 30 ryb z czego tylko dwie duże 85 i 100cm.

Pocieszające jest to, że Mateusz z Wojtkiem zaczęli „dobierać” się do okoni i jeśli szczupaki nie będą brały to mamy pierwsze namiary na ładne garbusy.

Okoń ze spadu przy zarośniętm blacie
Piękny szwedzki okoń ( to ten z paskami :)) Fot Mateusz

Liczymy jednak, że prognozy na dni kolejne się sprawdzą zacznie wiać, niebo zaciągnie się chmurami a szczupaki oszaleją na punkcie naszych przynęt.

Jak wyglądał nasz kolejny dzień na Szkierach. W kolejnej części opiszę…

Jak złowić metrowego szczupaka czyli wyprawa na Szkiery 2017 cz.1

Jeśli w głowie kołata jedna myśl:

Jak złowić metrowego szczupaka?

Jeśli jesień powoli puka do okien, liście jeszcze zielone straciły intensywność barw a na wypady na ryby coraz częściej zabieram cieplejszą czapkę zamiast tej chroniącej od słońca. To wszystko oznaczało jedno. Czas na coroczny wyjazd na podbój szwedzkich szkierów.

Dwa tygodnie przed wyjazdem.

Robię dwie listy. Na jednej znajdują się rzeczy które muszę zabrać ze sobą: ubrania, elektronika, jedzenie, dokumenty itp. Druga to lista ostatnich zakupów wędkarskich, ostateczne uzupełnienie „uzbrojenia”.

Tydzień przed wyjazdem to już początki pakowania. Ubrania w torbach, skrzynia wędkarska kompletna, wędki i kołowrotki sprawdzone przynęt jak zwykle: Za dużo 🙂 i ciągle wrażenie, że jeszcze coś by się przydało.

Ostatnie dwa dni przed wyjazdem to ostateczne ustalanie, o której godzinie i gdzie się spotkamy, którędy jedziemy i ile mamy bagażu.

Dzień wcześniej jadę do Darka. Przepakowujemy graty do samochodu, przygotowujemy łódkę ostatnia weryfikacja zabranych rzeczy i spać. Rano wyruszamy. Po 200 km jesteśmy już u Marcina i znowu pakowanie. Upychamy do bagażnika dwa silniki, kupę gratów. Lekkie rzeczy do łódki. W tak zwanym międzyczasie dociera reszta ekipy jest Zygmunt, Wojtek i Mateusz. Oglądamy nowy nabytek Matiego. Wysokoburtowa aluminiowa łódź, która na Szkierach przejdzie chrzest bojowy.

Humory dopisują. W tym gronie nie widzieliśmy się dawno i perspektywa spędzenia tygodnia na rybnych łowiska w doboropwym towarzystwie wprawia wszystkich w świetny nastrój.

Ruszamy z zapasem czasu około 3 godzin. Niestety jak to w życiu bywa, zapas kończy się na obwodnicy Trójmiasta gdzie kilkunasto kilometrowy korek sprawia, że do portu w Gdyni docieramy na ostatnią chwilę. Ale docieramy!

Teraz już bez stresu.

Jak zwykle wkoło dużo łodzi wędkarskich. Rozmowy o planach i nadziejach na upragnionego metrowego szczupaka. Wjeżdżamy na prom, zajmujemy kajuty, toast za udaną wyprawę, przy mapach i opisach łowisk z poprzedniego wyjazdu. Później spać. Jutro już mamy łowić.

 

Czas na szwedzkie Szczupaki
Dopływamy Do Szwecji

Rano jesteśmy po drugiej stronie Bałtyku, trasę znamy więc wszystko przebiega bardzo sprawnie. Instalujemy się w kwaterze, zrzucamy łodzie, przygotowujemy sprzęt i wypływamy. Łowiska w pobliżu domu mamy rozpoznane więc szybko łowimy pierwsze ryby i ciśnienie powoli opada. Jesteśmy na miejscu mamy przed sobą 5 pełnych dni, które możemy poświęcić tylko na łowienie ryb i odpoczynek w prawdziwie wędkarskim gronie.

Po zaspokojeniu „pierwszego wędkarskiego głodu” systematycznie obławiamy trzcinowiska i co jakiś czas wyciągamy ryby.

Szczupak Złowiony na Jerka
Pierwszy Szczupak ponad 80cm

Wiatr lekko wieje więc wypływamy na otwartą wodę celem sprawdzenia dryfu z jedną i z dwoma dryfkotwami. Pora dnia nieciekawa, nie liczymy na spektakularne wyniki. Wprawdzie są lekkie skubnięcia i odprowadzenie niewielkich szczupaków, ale nic spektakularnego się nie wydarza. W pewnym momencie szybko łowimy dwie fajne ryby. Po przepłynięciu kolejnych kilkunastu metrów, lekkie przytrzymanie, zacięcie i… ryba zamiast wariacko walczyć powoli odpływa. Jest DUŻY!. Powoli pompuję do łódki, Darek bierze podbierak, pewne lądowanie i…. Czyżby po trzech godzinach złowiliśmy metrowgo szczupaka?. Dalej wszystko sprawnie. Podbierak w wodzie z rybą. Odczepiamy, kilka zdjęć i mierzenie: 103cm.

Jak złowić metrowego Szczupaka
Pierwszy Metrowy Szczupak Wyprawy

Fantastyczne uczucie. Pierwszy dzień i już tak piękna ryba. Wysyłamy SMS do chłopaków z dwóch pozostałych łodzi i wydaje się, że znamy odpowiedź na pytanie jak złowić metrowego szczupaka. Teraz płyniemy pozwiedzać.

Sprawdzamy okoniowe miejscówki, zatoczki, których nie odwiedzaliśmy podczas poprzedniej wyprawy, szukamy nowych miejsc.

Dzień powoli się kończy i wracamy do domku.

Zawsze, odkąd pamiętam wyjazdy z Marcinem (głównym organizatorem całego zamieszania). Wieczorem, każdy zdaje raport: ile ryb złowił, na jakie przynęty, jak uzbrojone, na jakich głębokościach i w jakich miejscach.

Można się śmiać z tych statystyk, można je traktować z przymrużeniem oka, jednak są wielką bazą wiedzy i nawet w najtrudniejszych warunkach pozwala to zwiększyć szanse na złowienie większej ilości ryb.

Po pierwszym dniu nasze wyniki (6 osób / trzy łodzie) wyglądały następująco:

Około 70 ryb 7 ryb ponad 80cm w tym jeden metrowy szczupak. Niestety brak było okoni w miejscach, w których łowiliśmy je rok temu regularnie. Tu trzeba również zaznaczyć, że rybą nr jeden dla jednej z załóg był właśnie okoń.

Jak na niepełną rozpoznawczą „dniówkę” naprawdę dobrze. Niestety kolejny dzień zapowiadał się nie dość, że słonecznie to jeszcze do tego bezwietrznie. Więc zupełnie nie szczupakowo co mogło przełożyć się na wyniki. Czy tak było?

W kolejnej części opiszę…